środa, 8 lutego 2012

Z DNIA 4.02.12
OPIS NOCOWANEK c(:
A więc, nocowanki uważam za udane. Co prawda na początku się trochę pokomplikowało. Zaczynam swoją historię. A więc o godzinie 16 miałam mieć autobus do miasta i jechać po koleżankę. Stoję na tym przystanku i marznę i kurde mijały minuty a autobusu nie było. -30 stopni a ja mało nie zamarzłam. Miałam ochotę się rozpłakać tak mi było zimno. Ale w końcu z 35 minutowym opóźnieniem nadjechał ten stary grat 12. Potem okazało się że bilet u kierowcy jest drooogi, więc nie kupiłam. Na szczęście i na nieszczęście wsiadła moja ciocia. Na szczęście dlatego że mi dała bilet, a na nieszczęście bo byłam skazana na jej towarzystwo xD Wysiadłam na wyznaczonym przystanku tak o 17 i koleżanka już na mnie czekała. Przeszłyśmy na drugą stronę na przystanek bo o 17 miał być autobus. Zawsze się spóźnia więc byłam pewna że 12 zaraz przyjedzie. Ale minęło 15 minut i nic. A następny autobus miał być dopiero o 17.58. A jeszcze w drodze powrotnej miałyśmy zgarnąć z przystanku jeszcze jedną koleżankę. No i nadjechał inny autobus który jedzie w stronę przystanku na którym czekam zawsze po szkole na autobus do domu. I żeby nie zamarznąć, bo nie czułyśmy nóg, wsiadłyśmy do tego autobusu i wysiadłyśmy na tym przystanku o którym mówiłam. I tam czekałyśmy na 12. Ja już nie czułam nóg i ręce mi zdrętwiały. Poszłyśmy do Biedronki i  chodziłyśmy tak bez sensu bo było cieplutko. Kupiłyśmy chipsy i poszłyśmy na przystanek. Jeszcze 20 minut. Stoimy, zamarzamy, ale wreszcie nadjeżdża. Zadzwoniłam do koleżanki żeby już wychodziła na przystanek. Z jej domu idzie się na niego 5 minut. Ale po 3 minutach, patrze, ominęłyśmy go. A myślałam że autobusem jedzie się na jej przystanek przynajmniej 6 minut. No i nie zdążyła.Wysiadłyśmy na pierwszym lepszym przystanku i następna 12 miała byś za 30 minut. Koleżanka miała wsiąść w ten autobus a my dosiadłybyśmy się po drodze do mnie. Ale żeby nie zamarznąć poszłyśmy na następny przystanek żeby tylko nie stać i nic nie robić. Koleżanka po drodze jeszcze mi powiedziała że jak już nogi tak strasznie zamarzają to mogą amputować. Jak już doszłyśmy do tego przystanku to ja nóg nie czułam i nie mogłam ruszać. Palcami nie mogłam dostać telefonu bo mi zdrętwiały. Po prostu się popłakałam. Płakałam i płakałam i nawet pocieszenia koleżanki nie pomagały. W końcu zdjęła swoje rękawiczki i nałożyła na moje i jeszcze ręce owinęła mi swoją bluzą. Powoli powracało czucie. Ale moja koleżanka została bez rękawiczek. Wreszcie przyjechał autobus z Tyśką <3 <koleżanka> Ale miała chyba jakieś kłopoty. Ze zdenerwowaną/smutną miną gadała przez telefon ze swoją mamą. Okazało się że jej mama chyba źle ją zrozumiała. Że Matylda wróci o ósmej wieczorem a nie o ósmej rano. No i zabrała ją z mojego przystanku;/ Przyszła jeszcze jedna koleżanka i ogrzewałyśmy się przy kominku. Potem po północy oglądałyśmy film Mój Przyjaciel Hachiko. Były łzy i smutki. Bo to film pełen wzruszenia. Po 2 poszłyśmy spać a rano mnie czesały i robiłyśmy fotki ;D było zaje... szkoda tylko że nie było Tysi ; *

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz